Koncerty |
|
Współczesny świat gna na złamanie karku. Nowoczesne technologie ułatwiają i przyspieszają procesy, które kilkadziesiąt lat wcześniej wymagały znacznie więcej czasu i pracy. Najbardziej zauważalne jest to w przemyśle filmowym, gdzie rokrocznie powstają w coraz szybszym tempie setki obrazów. Czy to jednak oznacza, że filmom powstałym kilkadziesiąt lat wcześniej czegoś brakuje?
Pokazy filmów z muzyką wykonywaną na żywo są nieustannie źródłem pewnego dylematu – skupić się na obrazie czy muzyce? Niezależnie od tego czy ogląda się kolejną część "Piratów z Karaibów" podczas Festiwalu Muzyki Filmowej w Krakowie, czy dowolny film Charliego Chaplina w Filharmonii Poznańskiej, ten problem zawsze powraca. Ilość wrażeń płynących z ekranu i sceny jest tak ogromna, że aż niemożliwa do ogarnięcia. Wpatrywanie się w film wzbudza wyrzuty sumienia, że w tym samym momencie ignoruje się fenomenalnie grających muzyków. Natomiast skupiając się podczas takiego pokazu wyłącznie na orkiestrze, umykają obrazy, na które żywiołowo reaguje cała reszta publiczności. P "Cyrk" jest jednym z tych dzieł Chaplina, które bawią, wzruszają i smucą jednocześnie. Sposób w jaki powstawały te filmy sprawiał, że ich twórcy z ogromną dbałością oddawali się swojej pracy. Zanim rozpoczęto kręcenie wielokrotnie ćwiczono konkretne sceny, ulepszano scenariusz i poprawiano scenografię. Ówczesna technologia nie pozwalała na błędy aktorskie i dziesiątki dubli. Stając przed kamerą Chaplin doskonale wiedział, jak scena powinna wyglądać i owej perfekcji wymagał też od swoich współpracowników. Podobnie było również na etapie montowania filmu. Charlie Chaplin samodzielnie sklejał kolejne rolki taśmy tworząc z nich swoje słynne obrazy, do których później pisał także muzykę – korzystając z pomocy zawodowych aranżerów, muzyków i kompozytorów. Proces powstawania filmu Chaplin pokazał w dokumencie "How to make movies", którym powitano publiczność Filharmonii Poznańskiej 8 stycznia. Natomiast pokazany później "Cyrk" unaocznił efekt finalny tegoż procesu. Oglądając film można było odnieść wrażenie, że ani jedna jego sekunda nie ma prawa być zmarnowana na pusty gest. Każdy centymetr taśmy filmowej został tak dobrany przez Chaplina, aby widz nie mógł oderwać od niego wzroku. I to właśnie dlatego z takimi wyrzutami sumienia poznańska publiczność spoglądała na orkiestrę, która na Wieczór spędzony z "Filmem w Filharmonii" należał do bardzo udanych. Wrażenia artystyczne na najwyższym poziomie, doskonała rozrywka i odświętna atmosfera to stałe wyznaczniki tego typu wydarzeń odbywających się w Poznaniu od lat. W spędzony 8 stycznia w Auli UAM dla wszystkich zgromadzonych na publiczności (ale pewnie też na scenie) bardzo miło zapisze się w pamięci. Autor relacji: Łukasz Waligórski |
Komentarze
Obecnie brak komentarzy.
Dodaj komentarz